Fikaton, dzień jedenasty
Sep. 11th, 2006 09:58 pmLOL, cokolwiek miałam zamiar napisać, to nie było TO. Chyba porządnie zboczyłam z prompta, a na pewno ze swoich własnych planów. Na upartego możnaby z tego zrobić dłuższe opowiadanie, ale nie wiem, czy kiedyś będę miała wystarczająco Wena, pomysłu i chęci, żeby coś z tego stworzyć.
Dedykowane Nilc (
le_mru) - sorii, to jest dziwne, ale cóż...
Każde z nich miało spotykać się z psychiatrą (Jasne, co jeszcze? Grupowe sesje terapeutyczne? Mam na imię James i jestem wyspoholikiem? Dajcie spokój). Od kiedy zostali uratowani przez australijską marynarkę wojenną i odtransportowani w ścisłej tajemnicy do Langley w Wirginii, a było to już jakieś dwa tygodnie temu, pozostawali pod ścisłą opieką (obserwacją, to właściwsze słowo, jesteśmy jak pieprzone króliki doświadczalne, doktorku. Chyba tęsknię za papajami) służb medycznych i wywiadowczych. Kiedy nie byli badani, przesłuchiwano ich. Dziesiątki, setki pytań, na które odpowiadali, na wiele nie znali odpowiedzi, co zdawało się tylko cieszyć przesłuchujących ich agentów.
- Im mniej wiecie, tym lepiej – oświadczył jeden z nich, kiedy Jack spytał go wprost, o co w tym wszystkim chodzi.
Na początku rozdzielili ich, każdy miał własny pokój i tam dostawał jedzenie. Widywali się rzadko, tylko w drzwiach którejś z sali przesłuchań albo ambulatorium. Szybko jednak zaczęli się buntować i dowództwo, kimkolwiek było, stwierdziło, że więcej korzyści przyniesie zgoda na wspólne jedzenie – nie stanowili zagrożenia, a w stołówce i tak nie mogli niczego ukryć.
Podczas pierwszej kolacji przekrzykiwali się nawzajem, próbując dojść, o co w tym wszystkim chodzi. Tylko Sayid i Ana zachowywali milczenie, w ciszy przeżuwając jedzenie i od czasu do czasu wymieniając mocno zaniepokojone spojrzenia. Kiedy Jack próbował opanować sytuację i uciszyć wszystkich, były żołnierz i była policjantka uważnie rozglądali się po pomieszczeniu. Zarejestrowali kamery w każdym rogu (plus dwie dodatkowe nad ich stolikiem), mikrofony wśród bukiecików tandetnych plastikowych kwiatków, broń żołnierzy pilnujących drzwi...
Jakkolwiek wyobrażali sobie powrót do normalnego świata, żadne z nich nie wpadło na coś takiego.
- Witaj w prawdziwym świecie – mruknęła Ana.
(chyba przedawkowałam Stargate SG-1. Co prawda nie wsadziłam tu kosmitów, ale klimat 'top secret' nie wziął mi się znikąd;))
Dedykowane Nilc (
Każde z nich miało spotykać się z psychiatrą (Jasne, co jeszcze? Grupowe sesje terapeutyczne? Mam na imię James i jestem wyspoholikiem? Dajcie spokój). Od kiedy zostali uratowani przez australijską marynarkę wojenną i odtransportowani w ścisłej tajemnicy do Langley w Wirginii, a było to już jakieś dwa tygodnie temu, pozostawali pod ścisłą opieką (obserwacją, to właściwsze słowo, jesteśmy jak pieprzone króliki doświadczalne, doktorku. Chyba tęsknię za papajami) służb medycznych i wywiadowczych. Kiedy nie byli badani, przesłuchiwano ich. Dziesiątki, setki pytań, na które odpowiadali, na wiele nie znali odpowiedzi, co zdawało się tylko cieszyć przesłuchujących ich agentów.
- Im mniej wiecie, tym lepiej – oświadczył jeden z nich, kiedy Jack spytał go wprost, o co w tym wszystkim chodzi.
Na początku rozdzielili ich, każdy miał własny pokój i tam dostawał jedzenie. Widywali się rzadko, tylko w drzwiach którejś z sali przesłuchań albo ambulatorium. Szybko jednak zaczęli się buntować i dowództwo, kimkolwiek było, stwierdziło, że więcej korzyści przyniesie zgoda na wspólne jedzenie – nie stanowili zagrożenia, a w stołówce i tak nie mogli niczego ukryć.
Podczas pierwszej kolacji przekrzykiwali się nawzajem, próbując dojść, o co w tym wszystkim chodzi. Tylko Sayid i Ana zachowywali milczenie, w ciszy przeżuwając jedzenie i od czasu do czasu wymieniając mocno zaniepokojone spojrzenia. Kiedy Jack próbował opanować sytuację i uciszyć wszystkich, były żołnierz i była policjantka uważnie rozglądali się po pomieszczeniu. Zarejestrowali kamery w każdym rogu (plus dwie dodatkowe nad ich stolikiem), mikrofony wśród bukiecików tandetnych plastikowych kwiatków, broń żołnierzy pilnujących drzwi...
Jakkolwiek wyobrażali sobie powrót do normalnego świata, żadne z nich nie wpadło na coś takiego.
- Witaj w prawdziwym świecie – mruknęła Ana.
(chyba przedawkowałam Stargate SG-1. Co prawda nie wsadziłam tu kosmitów, ale klimat 'top secret' nie wziął mi się znikąd;))
no subject
Date: 2006-09-11 09:26 pm (UTC)Ale fajne to jest. Patrz, tyle futureficów już było, a nikt jeszcze nie wymyślił czegoś takiego... a to całkiem prawdopodobne XD No i że nasi losties się zbuntowali, to mi się bardzo podobało. Forma jakby się troszkę posypała, ale to tylko drabble. Dziękuję ♥ Juz sobie wyobrażam, jaką mogliby zrobić rozpierduchę.
no subject
Date: 2006-09-11 10:12 pm (UTC)A losties rozpierduchę by zrobili na całego:D