Fikaton Lost, dzien trzeci
Czuję, że to mogło być bardziej dopracowane, ale tekst nie chciał ze mną współpracować w pociągu. Ale jestem ja, jest tekst, zdążyliśmy!
Dla Pelle (
pellamerethiel)
Król Artur
To był jeden z tych dyżurów, po których Jack niemal zapominał jak się nazywa. Karambol na autostradzie, pijany nastolatek z rozbitą głową, młoda dziewczyna po próbie samobójczej… Pracował niemal bez przerwy przez czternaście godzin, a wypił tylko trzy kawy. Wchodząc do budynku, w którym znajdowało się jego mieszkanie, nawet nie zapalił światła. Z na wpółprzymkniętymi powiekami wcisnął guzik i czekał na windę. Miał ochotę oprzeć głowę o ścianę, która była tak blisko, tylko na chwilę… Ale zmobilizował się, nie miał zamiaru zasnąć na środku korytarza, pod drzwiami do windy.
Kiedy podjechała, wsiadł, nacisnął przycisk z numerem ósmym i bezmyślnie patrzył przez małe zakratowane okienko, jak przesuwały się kolejne piętra. Winda zatrzymała się niemal bezszelestnie, Jack wyszedł na korytarz i - znowu nie zapalając światła – skierował się do swoich drzwi. Próbował właśnie trafić kluczem do zamka, kiedy go usłyszał.
- Elastyczne godziny pracy, doktorku?
Rozbłysło światło i przez chwilę Jack nic nie widział, oślepiony. Zamrugał kilka razy i kilka metrów przed sobą zobaczył opartego o ścianę Sawyera. Zamknął oczy. Otworzył. Nie pomogło, nadal tam był.
Nie mam na to siły jęknął w duchu i zacisnął zęby. Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Wiedział, że Sawyer wejdzie za nim, ten mężczyzna nigdy przecież nie czekał na specjalne zaproszenia.
Szybko porzucił myśl o kawie, to był bardzo zły pomysł, zakładając, że chciałby się jak najszybciej położyć. Sawyer odsuwał „jak najszybciej” przynajmniej o pół godziny, a to i tak, jeśli uda się go szybko spławić, w co Jack szczerze wątpił. Nalał sobie podwójną whisky, nawet nie patrząc na drugiego mężczyznę. Gościnność nie obowiązuje wobec niechcianych gości w środku nocy.
Nie widzieli się od dobrych kilku lat (sześciu lat, dziesięciu miesięcy i dziewiętnastu dni) i Jack wcale za nim nie tęsknił. Myślał, owszem, wiele razy, o tym, co zdarzyło się na wyspie, o nim, o Kate i o sobie, o tym cholernym, dziwnym związku, który zupełnie przypadkowo najlepiej skomentował pijany Charlie, nazywając Kate Ginewrą. Jack roześmiał się wtedy razem z innymi, ale przyszło mu do głowy, że to nawet nie jest głupie, ona Ginewrą, więc on sam królem Arturem, a Sawyer najgorszym materiałem na Lancelota, jakiego widział świat. Ale w końcu to właśnie on zdobył wyspową Ginewrę, więc czy Jack tego chciał, czy nie, taki był podział ról w tym dramacie. Cyniczna wizja siebie jako króla Artura nawet pomogła mu przejść przez to wszystko z resztkami godności.
I przeszedł. Więc czemu teraz, siedem lat po powrocie z wyspy, cholerny Lancelot siedzi na jego kanapie?!
Chciał, żeby Sawyer powiedział już, co ma do powiedzenia (cokolwiek to jest) i sobie poszedł.
Chciał, żeby Sawyer nawet nie zaczynał mówić i sobie poszedł.
- Ona nie żyje, Jack.
Kiedy potem o tym myślał, nie potrafił stwierdzić, jaka była jego pierwsza reakcja. Pamiętał szum w uszach, skurcz w żołądku, wściekłość na Sawyera i głupią myśl, że coś tu jest bardzo nie tak, Ginewra w tej historii nie umierała pierwsza, wcale nie.
Dla Pelle (
Król Artur
To był jeden z tych dyżurów, po których Jack niemal zapominał jak się nazywa. Karambol na autostradzie, pijany nastolatek z rozbitą głową, młoda dziewczyna po próbie samobójczej… Pracował niemal bez przerwy przez czternaście godzin, a wypił tylko trzy kawy. Wchodząc do budynku, w którym znajdowało się jego mieszkanie, nawet nie zapalił światła. Z na wpółprzymkniętymi powiekami wcisnął guzik i czekał na windę. Miał ochotę oprzeć głowę o ścianę, która była tak blisko, tylko na chwilę… Ale zmobilizował się, nie miał zamiaru zasnąć na środku korytarza, pod drzwiami do windy.
Kiedy podjechała, wsiadł, nacisnął przycisk z numerem ósmym i bezmyślnie patrzył przez małe zakratowane okienko, jak przesuwały się kolejne piętra. Winda zatrzymała się niemal bezszelestnie, Jack wyszedł na korytarz i - znowu nie zapalając światła – skierował się do swoich drzwi. Próbował właśnie trafić kluczem do zamka, kiedy go usłyszał.
- Elastyczne godziny pracy, doktorku?
Rozbłysło światło i przez chwilę Jack nic nie widział, oślepiony. Zamrugał kilka razy i kilka metrów przed sobą zobaczył opartego o ścianę Sawyera. Zamknął oczy. Otworzył. Nie pomogło, nadal tam był.
Nie mam na to siły jęknął w duchu i zacisnął zęby. Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Wiedział, że Sawyer wejdzie za nim, ten mężczyzna nigdy przecież nie czekał na specjalne zaproszenia.
Szybko porzucił myśl o kawie, to był bardzo zły pomysł, zakładając, że chciałby się jak najszybciej położyć. Sawyer odsuwał „jak najszybciej” przynajmniej o pół godziny, a to i tak, jeśli uda się go szybko spławić, w co Jack szczerze wątpił. Nalał sobie podwójną whisky, nawet nie patrząc na drugiego mężczyznę. Gościnność nie obowiązuje wobec niechcianych gości w środku nocy.
Nie widzieli się od dobrych kilku lat (sześciu lat, dziesięciu miesięcy i dziewiętnastu dni) i Jack wcale za nim nie tęsknił. Myślał, owszem, wiele razy, o tym, co zdarzyło się na wyspie, o nim, o Kate i o sobie, o tym cholernym, dziwnym związku, który zupełnie przypadkowo najlepiej skomentował pijany Charlie, nazywając Kate Ginewrą. Jack roześmiał się wtedy razem z innymi, ale przyszło mu do głowy, że to nawet nie jest głupie, ona Ginewrą, więc on sam królem Arturem, a Sawyer najgorszym materiałem na Lancelota, jakiego widział świat. Ale w końcu to właśnie on zdobył wyspową Ginewrę, więc czy Jack tego chciał, czy nie, taki był podział ról w tym dramacie. Cyniczna wizja siebie jako króla Artura nawet pomogła mu przejść przez to wszystko z resztkami godności.
I przeszedł. Więc czemu teraz, siedem lat po powrocie z wyspy, cholerny Lancelot siedzi na jego kanapie?!
Chciał, żeby Sawyer powiedział już, co ma do powiedzenia (cokolwiek to jest) i sobie poszedł.
Chciał, żeby Sawyer nawet nie zaczynał mówić i sobie poszedł.
- Ona nie żyje, Jack.
Kiedy potem o tym myślał, nie potrafił stwierdzić, jaka była jego pierwsza reakcja. Pamiętał szum w uszach, skurcz w żołądku, wściekłość na Sawyera i głupią myśl, że coś tu jest bardzo nie tak, Ginewra w tej historii nie umierała pierwsza, wcale nie.
no subject
To absolutnie wymiata. Ciekawe są też zbieżności (że futurefiki, to nie dziwne, prompt aż o to prosił) - ale 10 lat po, Sawyer i Jack, motyw windy - to ciekawe. Porównanie arturiańskie świetnie zrealizowane, mam tylko zastrzeżenia do końcówki - coś się tam posypało, ale ja jestem zbyt padnięta, żeby dokładnie wytknąć, co. Samo ostatnie zdanie jest jednak świetne. :)
Borze... Co ten fikaton z Tobą robi. Piszesz codziennie! I to było długie!
no subject
Wow, dzięki! :) To naprawdę dużo dla mnie znaczy, że coś w moim tekście możesz uznać za absolutnie wymiatające:)
Co do zastrzeżeń do końcówki (bez ostatniego zdania, z którego jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że się podobało)- chyba wiem, co tam się posypało, chociaż ja też tego nie umiem nazwać.
Borze... Co ten fikaton z Tobą robi. Piszesz codziennie! I to było długie!
No ja właśnie wiem! To znaczy, nie wiem!
Sama się dziwię, że piszę codziennie, a nawet długościowo się przy tym rozwinęłam i przekroczyłam drabble'aXD
Dobrze mi to robi, serio:)
no subject
no subject
Życie jakie?
XDDD
Zapomnę jak wyglądają rodzice... Zacznę się żywić przez kroplówkę...
To co? Z okazji trzeciego sezonu miesięczny fikaton? XD
no subject
Borze... Weź pod uwagę, że ja tu będę pracować jeszcze XD Chyba umrę.
no subject
Smutne i dobre. I tak delikatnie rozśmieszył mnie Jack restartujący świat zawierający w sobie Sawyera...
no subject
Restartujący świat Jack, jak to ładnie określiłaśXDD I od razu mi się przypomniałaś, jak restartowałaś lodówkę w poszukiwaniu jogurcikuXD
no subject
no subject
no subject
no subject
no subject
Może graliście w tą dziwną grę z Oskarem? :?
no subject
no subject
Jejku, mam dziś jakieś szczęście do fanfików. To już drugi fikatonowy fik, jaki dzisiaj czytam i w obu bohaterami byli Jack/Sawyer. XDDD Mam urodziny, czy co? XDDD
A poważniej.
Tekst mi się strasznie, strasznie podobał. Jack (♥) po czternastu godzinach pracy (karambol, próba samobójcza - oma!), trzech kawach i marzący już tylko o tym, by pójść spać. Już ten fragment sprawił, że się roztopiłam i myślałam, że tak już zostanę. A jak przeczytałam pierwszy tekst Sawyera, to zaczęłam sobie z radości kwiczeć. Otp! Otp!
Nie będę cytować fragmentu, który wkleiła już Nilc, ale wiedz, że też podobał mi się najbardziej ze wszystkiego i uważam, że absolutnie wymiata. Wyspowa Ginewra. *gasp*
Chciał, żeby Sawyer powiedział już, co ma do powiedzenia (cokolwiek to jest) i sobie poszedł.
Chciał, żeby Sawyer nawet nie zaczynał mówić i sobie poszedł.
- Ona nie żyje, Jack.
A to mnie całkowicie rozwaliło. Rozczłonkowało po prostu. Zresztą, dajesz mi Jacka, dalej Jack/Sawyer (co z tego, że nie slash, ja i tak wiem swoje XD), później posmak wyspowego ot3 i na końcu deathfika! Wpadłam jak śliwka w kompot po prostu.
♥
Dziękuję!